2013/07/17

Ciało legło w cieniu.

Ciało jest modne. Bezdyskusyjnie – nie da się go pominąć. Percepcja moich zmysłów stawia mu granice, między subiektywnym a (poniekąd) obiektywną rzeczywistością. Wszelkie bodźce tworzą jego model. Umysł konstytuuje jego pojęcie. Nie muszę patrzeć na swoje nogi, żeby wiedzieć, co się z nimi dzieje. Ucieleśnieniam się, gdy skrapiam się gęsią skórką. Albo wtedy, gdy puchnę od złości. 

Ciało to moja plastyka. Zmieniamy się razem. To ono determinuje poznanie, ale gdy umysł mnie zawodzi, ciało robi swoje – daje somatyczne sygnały. Daje znak, bo to w nim leży prawda. Ono jest najdalej od świadomości. Stawia opór. Odeszło w nieświadomość, ale mówi, upomina się, bo nieświadomość nie jest śmietnikiem, do którego spycha się, wypiera to, co jest niewygodne, co uwiera, co jest kamieniem. Ciała nie wolno lekceważyć. Trzeba mu się przyglądać, przypatrywać. Ciało moje jest glebą, w której wzrastają wszystkie jego zajścia. Sfatygowane, zadrukowane znakami. Dopiero gdy je odczytam - zrozumiem, a gdy zrozumiem - zobaczę i wymażę. Autoterapia powinna być wysłowieniem cierpienia. Nazwaniem przeżyć ciała. Dopiero na takim tekście można pracować. Tu jest egzystencja, nie tylko w umyśle. To jeszcze nie śmierć kliniczna, kiedy można z niego wyjść. Muszę w nim być. Jest piękne – tak mówią - więc niech sobie będzie. Przyzwyczailiśmy się do siebie, przywykliśmy do swoich nastrojów – moje „ja” i moje ciało. 

Wymiotnym językiem wyrzucam z niego paradoks poznania. Nie odkrywaj mnie, zostaw mój wstyd. Wypowiem się sama, kiedy będę miała ochotę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

others